Gdzie zjeść w Porto?
Po naszym przewodniku po Lizbonie pora na reportaż ze stolicy północnej Portugalii oraz miasta wzmacnianego wina – Porto. Powiedzenie, że to statystyczne miasto portowe, byłoby bardzo suchym dowcipem. Mi zwiedzało się Porto lepiej niż Lizbonę i to miasto dużo bardziej polecam odwiedzić, jeśli macie ograniczony czas.
Mimo że jest równie mocno nastawione na turystykę wydaje się przyjaźniejsze i bardziej ludzkie – takie przynajmniej odniosłem wrażenie po paru dniach tutaj. Znaleźliśmy w Porto wiele ciekawych miejscówek do odwiedzenia, więc bez zbędnej zwłoki, zapraszamy Was do czytania.
NASZ SUBIEKTYWNY PRZEWODNIK PO PORTO
Dlaczego Porto zwiedzało mi się lepiej niż Lizbonę? Przede wszystkim jest mniejsze i nie trzeba tak często korzystać z komunikacji miejskiej, która w Lizbonie działa okropnie (na szczęście dla aktywnych turystów jest zbędna). Przywykłem do myśli, że Portugalia to nie jest kraj zabytków, a raczej szwendania się i rozglądania za ciekawymi widokami, muralami czy budynkami.
Kto wie, gdybyśmy zaczęli naszą podróż od Porto, a potem pojechali do Lizbony, może byłoby inaczej? Na to pytanie nie poznamy już odpowiedzi. Zapamiętajcie natomiast, że o ile po Porto opłaca się chodzić pieszo, to tu również jest wszędzie pod górę 😉
Sé do Porto, Miradouro da Vitória i Jardim do Morro to, naszym zdaniem, trzy najlepsze miejscówki do sfotografowania panoramy, zrobienia selfika czy po prostu do posiedzenia i pooglądania sobie miasta. Im dalej od rzeki, tym mniejsze stromizny, ale też nowsze kamienice oraz szersze i nowsze ulice
Ratusz miejski z pomnikiem poety Almeidy Garretta, Praça da Liberdade (Plac Wyzwolenia) i Ponte Dom Luís I (żelazny most nad rzeką Douro) stanowią główną oś miasta i to tędy będziecie się często poruszać. Warto je obejrzeć, zaznaczyć miejsca z naszej mapy i używać jako punktu odniesienia.
CO JESZCZE OBEJRZEĆ W PORTO?
Z przewijających się w przewodnikach lokalizacji, warto zajrzeć na trójkątny plac Praça de Lisboa, przy którym znajduje się Kościół Kleryków wraz z wieżą widokową (5 euro/os). Jest też gratka dla każdego Potteromaniaka – Księgarnia Lello. To tutaj autorka sagi o czarodziejach – J.K. Rowling – szukała inspiracji podczas swojego pobytu w Portugalii. Przed wizytą musicie wiedzieć, że najpierw kupuje się bilety w sklepie położonym na rogu ulicy Armazéns do Castelo, a dopiero potem staje się w długaśnej ulicznej kolejce przed księgarnią. Bilet, kosztujący 5 euro od osoby, można wykorzystać jako voucher na zakupy (1 bilet na 1 książkę).
Szwendając się po mieście, rozglądajcie się za kościołami przyozdobionymi wzorzystymi kafelkami. Nie mogliśmy uwolnić się od nich od początku wyjazdu – i dobrze! Ściany ozdobione azulejos zazwyczaj prezentują sceny rodzajowe lub z historii Portugalii – w Internecie znajdziecie trasy turystyczne po najciekawszych adresach, jeśli jesteście zainteresowani tego typu zwiedzaniem. Z tych, które udało nam się z bliska obejrzeć, polecamy kościół przy Praça da Batalha lub Capela das Almas de Santa Catarina, zwaną Kaplicą Dusz 😉
VILA NOVA DE GAIA – STOLICA WINA PORTO
Po drugiej stronie rzeki znajduje się Vila Nova de Gaia. Zdawałoby się, że to dzielnica Porto, jest to jednak osobne miasto, znane z wybudowanych tam magazynów, w których leżakowane i rozlewane jest wino porto. Więcej na ten temat przeczytacie w relacji z wizyty w Douro. Poza ofertą winiarni, miasto nie jest specjalnie ładne bądź ciekawe do zwiedzania. Warto pospacerować deptakiem nad rzeką, który oferuje piękną panoramę właściwego Porto, a najładniejszy punkt widokowy to Klasztor Serra do Pilar i otaczający go park.
Nie licząc degustacji win i jedzenia, nie spodziewajcie się tu więcej niż dwa (niepoważne) dni zwiedzania 😉 A samo miasto zostawi pozytywny ślad w naszej pamięci.
GDZIE ZJEŚĆ W PORTO?
Tutaj robi się jeszcze ciekawiej. Zacznijmy od klasyki, czyli miejskiego marketu. Mercado do Bolhão wyglądałby imponująco, gdyby nie fakt, że jest aktualnie w remoncie! 😉
Plany na oklejonych folią ścianach bazaru mówią o oddaniu prac w 2020 roku. Do tego czasu prowizoryczny targ zorganizowano na poziomie -1 pobliskiej galerii (mapa na końcu wpisu). To dobra inicjatywa – ludzie żyjący z handlu, nadal mogą się utrzymać, a my dostajemy w zamian dobrej jakości lokalne produkty w dość niskich cenach.
Buszując pomiędzy stoiskami, kupujemy sery, obowiązkowe puszki z sardynkami i (ponownie) ulubioną rybę Portugalczyków – dorsza. Wybraliśmy peklowany solą, szarpany niczym wieprzowinka w moich ulubionych kanapkach. Pakują go próżniowo, więc możecie sobie takie cudo zabrać do domu. Sprzedawca uprzedził nas, żeby pozbyć się nadmiaru soli przed jedzeniem. Rybę należy albo intensywnie przepłukać, albo zostawić na noc w wodzie i potem wykorzystać np. w sałatce.
PORTO POD WZGLĘDEM ŚNIADAŃ NIE USTĘPUJE LIZBONIE
Do polecenia z całego żołądka mamy przede wszystkim Bird of Passage. Ta nowa i stylowa miejscówka oferuje bardzo dobrej jakości kawę i naprawdę świetne śniadania. Warto spróbować kanapkę z ricottą i owocami lub kanapkę pastrami ze znakomitym mięsem (może nie jak oryginały, ale nadal bardzo dobry standard i jakość). Podają tu również moje ulubione ostatnio espresso tonic. Podsumowując, ładne i ciekawe miejsce, ceny śniadań ok 7-8 euro za porcję, z kawą do 10 euro za osobę.
Drugie trafione śniadanie czekało na nas w Mesa 325. Mają bardzo rozbudowane menu, w którym znajdziecie m.in. kanapki (duże porcje!) za ok. 5 euro, proste bajgle z serkiem philadelphia i dodatkami za 3,5 euro, pastel de nata i znów świetną kawę. Aha, dają nawet szkockie śniadaniowe przysmaki – Scones!
Trzecie śniadanie „na szybko” zjedliśmy w Combi Coffee. Tutaj przygotowują własne mieszanki kawy i prażą ziarna, a do tego sprzedają wypieki od croissantów, przez ciastka do muffinów. Czasem „spod lady” dają też owsianki – ale to musicie dogadać z obsługą 😉 Wracaliśmy tu również w ciągu dnia, na przerwę w zwiedzaniu i chwilę odpoczynku.
LOKALNE FAST-FOODY, HOT-DOGI I PREGO
Mogłoby się wydawać, że jak Portugalia, to owoce morza. Homary, kraby, langusty i inne specjały smakują wyśmienicie, a świeży tuńczyk to cudo, które będę z tego wyjazdu długo wspominać. Trzeba jednak pamiętać, że te produkty kosztują swoje nawet tutaj. Z tego względu, w Porto rozwinęła się pewna specyficzna kultura fastfoodowa. Nie chodzi bynajmniej o McDonaldy i pizzę 😉
Franceshina to jedna sprawa – pisaliśmy o niej w poście o Lizbonie, opowiadając o Mercado da Ribeira. W Porto również znajdziecie wiele lokali, chwalących się, że podają „tę najlepszą w całej Portugalii”, a rywalizacja między miastami jest dość spora. Natomiast warto poszukać jeszcze jednego lokalnego przysmaku – Prego.
Pod tą nazwą kryje się prosta kanapka w białym podgrillowanym pieczywie. Za to w środku dzieją się prawdziwe cuda! Klasyczna wersja zawiera plasterek, bądź dwa, cienko krojonej włołowiny, podsmażonej na medium rare (a czasem krwisto) oraz musztardę 🙂 Czasami lokale zmieniają rodzaj mięsa na przykład na szarpaną wieprzowinę. Gdzie to zjeść? A raczej: „gdzie stanąć w kolejce?”, bo nie spotkaliśmy się z miejscem, podającym dobre Prego, pod którym nie ustawiałaby się długaśna kolejka lokalsów.
Jednym z najpopularniejszych jest Casa Guedes niedaleko Jardim de São Lázaro. Lokal nie wygląda zachęcająco, ale gdy zobaczycie, z czym wychodzą uśmiechnięci klienci, zapragniecie tam wstąpić. Dwóch współwłaścicieli z rodzinami serwuje proste, domowe jedzenie, które zjedliśmy ze smakiem.
Najbardziej rozsławionym miejscem jest Gazela. Tutaj swój udział miał Anthony Bourdain, który nagrał jeden z odcinków „Parts Unknown” właśnie w Porto. Niedaleko teatru São João są dwa lokale. Jeden z nich wygląda na starszy i już zamknięty (czerwiec 2019), ale słyszeliśmy że to tylko na czas remontu. Ta „właściwa” Gazela, w której jedliśmy, zaznaczona jest na mapie poniżej. Po około 15-20 min czekania dostaliśmy stolik. W środku tłum głośnych, gestykulujących Portugalczyków czekał na jedzenie.
CACHORRO ESPECIAL
Specjalnością zakładu jest hot-dog – cachorro especial, czyli bułka, grillowana kiełbaska, ostry sos i ser, zapiekane w opiekaczu i pokrojone na kawałki. Nie wygląda to Instagramowo, ale smakuje bardzo dobrze. Szczególnie kiełbaska nie jest w żaden sposób oszukana i wygląda na wysokiej jakości wieprzowe mięso. Po raz kolejny Porto pokazało, że to nie wygląd, a wnętrze i specyficzny klimat tego kraju (a przez to lokalnego jedzenia) jest najważniejszy.
No i ten moment, kiedy nie potrafisz się dogadać z obsługą i pokazujesz na stoliki obok lub obrazki w Internecie – bezcenny! Uwielbiam dreszczyk emocji, kiedy do samego końca nie wiem, czy udało mi się zamówić to, co chciałem i w ilości, jaką chciałem – dobrze, że zazwyczaj się udaje 😉
Pozostając w tym klimacie, polecimy Wam jeszcze jeden bar z tanim winem i piwem oraz lokalnymi przekąskami. Tasca Casa Louro to knajpka ukryta w ciasnej uliczce, z dala od wszelkich szlaków, nie tylko turystycznych. Polecono nam ją na Instagramie. Na naszym profilu @kulinarnie_niepowazni w wyróżnionych relacjach, jak zawsze, znajdziecie uzupełnienie wideo do tekstów.
WIĘCEJ KANAPEK I EKLERKI
Ostatnie miejsce z kanapkami (naprawdę je tu kochają!) to A Sandeira do Porto. Lokalik niedaleko dworca głównego serwuje kanapki w stylu kubańskim, ale okraszone portugalskimi smakami. To bar z gatunku tych prowadzonych przez właściciela, który pomysły i zebrane doświadczenia przekuwa w smaczne i tanie jedzenie (kanapki kosztują ok. 6 euro). Spróbowaliśmy pozycji z gruszką i kurczakiem oraz daktylami i szynką dojrzewającą – wszystko na wysokim poziomie, więc gorąco polecamy zajrzeć w ciągu dnia zwiedzania lub wieczorem.
Oprócz tych specjałów w Porto polecają spróbować również eklerów, takich oldschoolowych. Znaleźliśmy niestety tylko jeden namiar na cukiernię, istniejącą w mieście od ok. 1920 roku. Leitaria da Quinta do Paço zaproponowała całkiem smaczne pozycje. Jednak nad Wisłą desery mamy na naprawdę wysokim poziomie, więc tu fajerwerków nie było. Powiem wręcz, że jedyne owoce jakie się tu powinno jeść, to owoce morza… Ekhm ekhm suchar!
GDZIE NA OWOCE MORZA?
Do polecenia mamy dwie miejscówki. Jedna znajduje się zupełnie poza centrum miasta, za to z widokiem na Ocean Atlantycki. Jeśli macie pół dnia wolnego, jedźcie posiedzieć na falochronach i pogapić się w morze. Wystarczająco, żeby się zrelaksować… i zgłodnieć! Tylko woda nie należy, przynajmniej w czerwcu, do tych najcieplejszych!
Restaurante Terra polecamy na sushi. Dość nietypowy wybór, ale poleceń nie było końca, a zdjęcia wyglądały ładnie, stwierdziliśmy więc – czemu nie? Nie jesteśmy fachowcami, ale za ok. 50 euro wzięliśmy zestaw jak na zdjęciach, którym nie dość że się najedliśmy, to pozachwycaliśmy się świeżością składników. Oprócz sushi, serwują tu również inne dania rybne, choć ceny, jak wszędzie w przypadku owoców morza, są dość wysokie. Ciężko będzie w Warszawie pobić jakość ryb podanych na tym talerzu.
Drugim, bardziej klasycznym miejscem jest Taberna Dos Mercadores. To malutki lokal położony w centrum i na starówce Porto, niedaleko rzeki. Środek lokalu stylizowany jest na wnętrze beczki starzejącego się porto. A w nim uwijająca się obsługa i cudowne aromaty masła, oliwy, czosnku, wina i owoców morza właśnie. Karta wygląda na raczej stałą, do której dopisywane są dania dnia. Wersją do najedzenia się budżetowo będzie kociołek ryżu z sosem pomidorowym i duszonymi małżami, omułkami i krewetkami. Do tego 1-2 przystawki i jesteście urządzeni! Tutaj też ustwiają się spore kolejki, ale jest szansa podejść i zrobić rezerwację lub po prostu poczekać na stolik.
I TO BY BYŁO NA TYLE
Miejsca, o których wspominaliśmy, punkty widokowe i jedzenie znajdziecie na mapce poniżej. Polecamy Porto w połączeniu z doliną Douro. Za jedzenie, za wino, za ludzi i klimat.
Jeśli szukasz innych pomysłów na city-break, takich jak Berlin, Madryt czy Barcelona, ZAJRZYJ TUTAJ!
One comment
Pingback:
Co jeść w Lizbonie? - Kulinarnie Niepoważni