GDZIE ZJEŚĆ W BARCELONIE? NASZ KULINARNY PRZEWODNIK!
Barcelona, miasto, do którego przez przypadek przyleciałam już trzeci raz. Za każdym razem jest to zupełnie inne zwiedzanie. Pierwsza była wycieczka, czyli zobaczyłam wszystko, ale właściwie na nic nie było czasu. Za drugim razem Kuba zabrał mnie do Barcelony na moje urodziny. Ciężko zapomnieć taki prezent – początek kwietnia, w Polsce wiadomo jaka pogoda.
A tam w Hiszpanii cieplutko, cztery dni zwiedzania i szwędania się po mieście. Pamiętam też jak ciężko było nam znaleźć coś dobrego do zjedzenia, niby miasto duże, ale dokąd pójść?? Naczytałam się żeby odchodzić od głównych ulic i do dziś pamiętam, że chodziliśmy bocznymi i nie było żadnych knajp w pobliżu. Aż w końcu poszliśmy zjeść i szkoda było nam tych wydanych eurosów. Pod względem kulinarnym tamtejszy wyjazd to była równia pochyła. Tylko pierwszego wieczora zjedliśmy wybitny posiłek. Ten smak paelli do dziś pamiętam. W kolejnych dniach staraliśmy się próbować czegoś innego, ale naprawdę kiepsko trafialiśmy. Właściwie wtedy nasze wspólne podróże dopiero się zaczynały, a do gastro-turystów było nam daleko. Dziś, możemy co najwyżej pośmiać się z tego, co my w tej Barcelonie wyprawialiśmy. To był 2018, a co w 2024?
POCZĄTKI NIGDY NIE SĄ ŁATWE
Tegoroczny wyjazd też nie miał być wyjazdem kulinarnym. Do Barcelony zawitałam ze znajomymi z pracy. Miało być zwiedzanie i picie wina. Niestety te pierwsze popsuła nam wybitnie zła pogoda. Na dwa i pół dnia, pierwszy dzień lało non stop. Potem było lepiej, choć temperatura nadal nie sprzyjała. Z jedzenia nastawiałam się zdecydowanie na tapasy, bo rozkochała mnie w tym Andaluzja (wpis TUTAJ), a i dla całej naszej grupy to była dobra okazja, żeby popróbować różnych smaków. Miałam parę „must-have”, choć i tak nie udało się jednak wszystkiego zrealizować. Nie martwcie się jednak, doznania smakowe nie zawiodły a parę porad dla was przed podróżą do Barcelony będę miała, więc czytajcie dalej.
O CO CHODZI Z TAPAS i PINCHOS
Na początku śpieszę wyjaśnić jaka jest różnica między tymi dwoma przekąskami. Według Real Academia Nacional de Gastronomía tapas to mała porcja jedzenia, któremu towarzyszy napój. Jest to bardzo popularne w krajach śródziemnomorskich, że nie pije się dla samego picia, ale dochodzi do tego też jedzenie, które ma przedłużyć tę chwilę i doznania. Pinchos natomiast to porcja jedzenia, która jest spożywana jako aperitif, często przebita wykałaczką. Wywodzą się z północy Hiszpanii czyli Kraju Basków i tam też są najbardziej popularne.
W moim odczuciu i doświadczeniu, tapasy są nieco większe niż pinchosy. Tym samym też droższe. Jednak zarówno jedno jak i drugie pozwala na spróbowanie większej różnorodności składników i smaków. Dla osób, które nie jedzą tyle co wytrawni „kulinariożercy” jest to niewątpliwy plus.
NA START KLASYKA
Nastawiłam się trochę na przypomnienie sobie smaków znanych z Andaluzji – tapas barów miałam parę na swojej liście i udało mi się spróbować kilku klasyków. Między innymi pescadito frito (niewielkie rybki smażone z dodatkiem cytryny), chiringuitos ( smażone kałamarniczki) oraz pulpo a la gallega (ośmiornica po galicyjsku). Jak się domyślacie – głównie owoce morza, które w Barcelonie są przepyszne i najadam się nimi na zapas :). Nowością dla mnie była la bomba, czyli typowe tapa z Barcelony. Jest to kulka z ziemniaka nadziewana mięsem, smażona na głębokim tłuszczu oraz podawana z ostrym sosem. Proste i pyszne.
Zdecydowanie wszyscy polecają zjeść je w dwóch miejscach La Cova Fumada lub La Bombeta w Barcelonecie. Ja spróbowałam jej gdzie indziej, bo akurat tam nie było mi tym razem po drodze, ale wy koniecznie zapiszcie sobie te dwa miejsca.
ALE POTEM BYŁY JUŻ TYLKO PINCHOSY
Na pinchosy miałam zapisane dwa miejsca na ulicy Carrer de Blai. Dobrze zapamiętajcie tę ulicę, bo ona aż kipi od barów w powyższymi smakami. Mój numer jeden to miała być knajpka Blai 9, niestety ilość osób w sobotę wieczór zmusiła nas do pójścia do innego miejsca na liście – La tasqueta de Blai. Też było ciasno, ale głód już doskwierał, więc postanowiliśmy troszkę poczekać. Udało nam się usiąść przy barze, który w całości był zastawiony niewielkimi przekąskami. Wybór pinchosów przeogromny, różne smaki, bardzo często dostawiane świeże, parę pozycji na słodko. Naprawdę było, czego spróbować! Myślę, że udało nam się przekopać przez wszystkie pozycje, ale tylko dlatego, że wracaliśmy tutaj każdego dnia. Swobodna atmosfera, dobre jedzenie i alkohol, czego chcieć więcej? Koniecznie odwiedźcie to miejsce.
ALE POTEM BYŁY JUŻ TYLKO PINCHOSY
Parę jeszcze słów o tym jak się odnaleźć w takim barze z pinchosami. W większości przypadków „kanapeczki” te stoją na barze i swobodnie lawirując między innymi gośćmi, którzy przy tym barze siedzą, nakładamy sobie przekąski na talerz oraz je konsumujemy. Potem wszystkie wykałaczki (lub w zależności od innego systemu mogą to być miseczki) są podliczane i za całość wystawiany jest rachunek.
Ja proponuję usiąść przy barze, pokusa wprawdzie jest większa, ale też można wypatrzeć świeże oraz co ważne ciepłe przekąski, które można szybko zagarnąć dla siebie. W La tasqueta de Blai płaciło się odpowiednio 1 euro lub 1,8 euro za pinchosa, natomiast w Blai 9 1,2 euro lub 1,7 euro. Przypomnę tylko, że cała ulica Blai jest usiana takimi barami, więc śmiało eksplorujcie, może jeszcze inne miejsce przypadnie wam do gustu.
Jeśli jesteśmy już w okolicach ulicy Blai to zaraz obok jest uliczka, na której znajduje się mikroskopijny lokal Quimet@Quimet. Bar prowadzony od pokoleń przez rodzinę, w środku wszystkie ściany zastawione regałami z winem. Na siedzenie nie ma co się nastawiać, jest tylko parę stolików wokół, których można stanąć i zjeść popijając wino.
CO JESZCZE ZJEŚĆ Z BARCELONIE?
Pojechać do Barcelony i nie odwiedzić targu przy La Rambla to wręcz wstyd. Miejsce okropnie turystyczne, ale co poradzić jeśli jedzenie tak pięknie tam wygląda. Jednak są jeszcze inne targi, które podejrzewam, że nie są tak turystyczne i jeśli będą na waszym szlaku, warto wstąpić chociaż na 5 minut a może i zgarnąć na wynos jakieś jamon serrano. Pierwszym z nich jest Marcat de santa Caterina albo Mercat Princesa, który przypomina naszą Halę Gwardii. Jedna rzecz, której zjeść mi się w końcu nie udało to Bocadillo con Calameres, czyli kanapka z kalmarem. Raz trafiliśmy na mecz i cała knajpa była zamknięta a drugim razem było za wcześnie i też nici. Nic jednak straconego, na pewno jeszcze nadrobię gdzieś indziej.
Na śniadanie bez wątpienia polecam kanapkę z jamon serrano, bułeczka jest posmarowana świeżymi pomidorkami, do tego ta szynka. Dla mnie kwintesencja śniadań, w większości barów dostaniecie ten przysmak. Nasze miejsce było niepozorne, ale kanapki były wyśmienite.
O TO BY BYŁO ZA ZESTAWIENIE, GDYBY ZABRAKŁO DESERÓW!
Również tym razem byłam na poszukiwaniu churrosów. Wiem, znów się powtórzę, ale zupełnie nie rozumiem dlaczego czekolada dodawana do churrosów jest taka przeciętna (więcej o churros w Andaluzji TUTAJ). W Barcelonie byliśmy w dwóch miejscach i sporo było zastrzeżeń do czekolady. Polecę wam jednak miejscówkę Granja Dulcinea w środku dzielnicy gotyckiej. Bardzo klimatyczne miejsce powstałe w 1941 roku. Upływ czasu widać, ale to tylko dodaje klimatu, a bywał tutaj sam Salvador Dali.
Miejsce jest nazwane chocolatiernią, ale pomimo, że czekolada jest gorzka i gęsta, to jak dla mnie zagęszczana mąką. Natomiast same churrosy są naprawdę bezbłędne, w stylu madryckim czyli małe i chrupkie. Gorąco polecam, na czekoladę po prostu trzeba przymknąć lekko oko. Jeśli wiecie natomiast, gdzie podają prawdziwą czekoladę do churrosów w Barcelonie to koniecznie dajcie znać, zapiszę sobie na przyszłość. Ostatnią już rzeczą, którą mogę wam polecić, żeby warto spróbować w Barcelonie, a która myślę, że jest mało popularna to Xuixo, czyli kataloński podłużny pączek, który kryje w sobie nadzienie z crema catalana. Do spróbowania m.in. w Pastisseria La Colmena.
Mnie ten wyjazd tylko rozbudził, żeby Barcelonę jeszcze raz odwiedzić tak zupełnie kulinarnie. Jest to miasto, które kryje w sobie niezliczoną ilość barów, więc miejsc do odkrycia jest jeszcze bardzo dużo. Na kolejnych parę podróży spokojnie starczy. Dajcie znać w komentarzach, jakie macie swoje ulubione miejsca w Barcelonie!
La Tasqueta de Blai – Carrer de Blai, 17, 08004 Barcelona
Blai 9 – Carrer de Blai, 9, 08004 Barcelona
Granja Dulcinea – Carrer de Petritxol, 2, 08002 Barcelona
Pastisseria La Colmena – Plaça de l’Àngel, 12, 08002 Barcelona
A jeśli szukasz więcej miejsc, więcej sprawdzonego jedzenia z Barcelony, ale też Madrytu, Nowego Jorku czy Berlina – zajrzyj do naszych gastroprzewodników!
One comment
Pingback:
Gdzie zjeść w Barcelonie? – Tapas, Śniadania, Desery, Kawiarnie! - Kulinarnie Niepoważni